To był jedynie sen.
Wiedział to, a mimo to odczuwał jakiś dziwny niepokój. Nieustające, a wręcz narastające
uczucie lęku, pożerające go od środka. Tak natarczywe, iż cały dzień nie był
w stanie myśleć o niczym innym. „To tylko sen, koszmar” – powtarzał sobie z uporem,
lecz bez skutku. Tajemnicze odczucie zawsze wracało, ze zdwojoną siłą.
Westchnął. Był zmęczony. Pomyślał, że powinien wziąć sobie wolne. Przerwa
w pracy na pewno dobrze by mu zrobiła. Najprawdopodobniej właśnie z powodu przepracowania nie spał dobrze. Przynajmniej tydzień wolnego. Mógłby spędzić ten czas
z rodziną, wybrać się wreszcie na ten od dawna przekładany piknik, wyjechać w góry...
Gosia powtarzała mu, że szczególnie cierpi na tym ich córka. Ośmioletnie dziecko potrzebuje obecności obojga rodziców. Przecież doskonale zdawał sobie z tego sprawę!
Ale co miał zrobić? Nie mógł tak po prostu wziąć urlopu. Takie były uroki tej pracy…
Będzie musiał poszukać zastępstwa. Lewiński to uczynny facet, mógłby chwilowo przejąć część jego pacjentów, ale… Największy problem stanowiła jednak pewna starsza
pani, która kategorycznie odmawiała wizyt u innego psychoterapeuty. Czuł się zapędzony w kozi róg i nie bardzo wiedział, jak to wszystko rozegrać. W każdym razie…
Stwierdził, że zastanowi się nad tym później. Na chwilę obecną, mimo niesprzyjającej
aury, miał zamiar cieszyć się pierwszą od dawna naprawdę wolną niedzielą. Zamieszał
łyżeczką w kubku i zamiast pociągnąć z niego łyk odstawił go na biurko. Podszedł do
okna. Spoglądał na przejeżdżające ulicą auta. Całe ubłocone, za każdym razem ochlapujące wodą ludzi, przechodzących obok chodnikiem. Pomimo okropnej pogody
i nieustannie spadających na głowy z szaroburego nieboskłonu hektolitrów wody, znajdowali się śmiałkowie, którzy postanowili opuścić bezpieczne, suche schronienia.
„Nacieszyć się”… Tak… Gdyby tylko mógł pozbyć się tej irracjonalnej obawy ze swojej
podświadomości… Czuł, że długo w ten sposób nie wytrzyma. On, najlepszy psychoterapeuta w regionie, on Stefan Nowicki, nie potrafił poradzić sobie z jednym koszmarem.
Co za bezsens. Przecież to był tylko sen.
***
— To pan to zrobił, widziałam to! – staruszka uniosła wskazujący palec
i oskarżycielko wycelowała go prosto w Nowickiego, siedzącego w fotelu naprzeciw
niej.
— Osobiście widziałam, nie ujdzie to panu na sucho! – podniosła drżący głos do tego
stopnia, iż niemalże krzyczała.
Mężczyzna ze zdziwienia otworzył szeroko oczy.
— Moment… Mówiła dopiero pani, że się to pani śniło, teraz brzmi to zupełnie inaczej –
starał się zachować spokój i zimną krew.
Pacjenci nie raz potrafili serwować taką dozę bzdur, że nie mieściło się to w głowie,
przecież wiedział o tym najlepiej. Ale dzisiaj była to już kolejna osoba, która opowiadała, że był bohaterem jej snu.
— Zapłacisz, za to, co zrobiłeś! Ty zbrodniarzu! – starsza pani tak się zapamiętała
w miotaniu zdań, że nagle przestało przeszkadzać jej zwracanie się do terapeuty „per
ty”.
Kolejna osoba, której śnił się Nowicki, do tego w niezbyt przyjemnych okolicznościach.
— Zapewniam panią, że nie zrobiłem, żadnej z rzeczy, o które pani mnie posądza, to był
tylko s… - przeszedł do defensywy, lecz pacjentka nie pozwoliła mu skończyć.
Wstała ze swojego fotela, nadal z palcem wymierzonym w jego osobę. Serce!!!, pod
wpływem zwiększonej ilości adrenaliny zaczęło bić dużo gwałtowniej. Odruchowo, jakby przygotowując się do obrony, również podniósł się, mimo, że nie powinien.
Nagle drzwi otworzyły się i do gabinetu wpadł młody człowiek, mocno zziajany, przerywając tę dziwną sytuację. Zza jego pleców wychyliła się recepcjonistka, wyglądająca
na zmartwioną:
— Najmocniej pana przepraszam, ten chłopak był umówiony na później, ale twierdzi, że
ma bardzo pilną sprawę…
— To ty! – wykrzyknął bezceremonialnie nowoprzybyły.
— Widziałem cię w moim śnie!
Nowicki cofnął się o krok, przerażenie coraz wyraźniej odmalowywało się na jego twarzy. Nic już nie rozumiał. Poczuł, jak po skroni powoli ścieka mu pot. Był jak zwierzę
w klatce. Uwięziony, zdezorientowany, spłoszony… Przecież on nie zrobił niczego takiego, nic z tego, co próbowano mu wmówić! W tym momencie ponownie głos zabrała kobieta z recepcji.
— Chwileczkę… - Nowicki wbił w nią spojrzenie pełne nadziei na to, że pomoże mu wybrnąć z tej sytuacji, wyjaśni, co się dzieje. Jej mimika zwiastowała jednak, co innego.
— Faktycznie! Ja również sobie teraz przypominam, ty jesteś temu winny!
Wszystkie trzy palce wyciągnięte były teraz w stronę mężczyzny, wszystkie trzy głosy
chórem krzyczały: WINNY, WINNY! Szaleństwo sięgnęło zenitu, po czym nagle wszystko
ucichło, tak nagle i niespodziewanie, jak się zaczęło. Została pustka. Lecz ta pustka wcale nie przyniosła ukojenia. Nadal męczyło to samo. Strach i niepewność pozostawały
niezmiennie. Ale to przecież tylko sen.
***
Zadzwonił budzik. Zaspany sięgnął, by go uciszyć. Nie musiał się spieszyć, wczoraj dostał informację, że dzisiejsze wizyty odwołano. Nie pytał o powód. Był zadowolony
z dodatkowego wolnego dnia. Jedyne, co miał teraz do zrobienia, to odwiezienie córki
do szkoły. Wstał ociężale z łóżka. Tej nocy również się nie wyspał. Do tego bolała go
głowa. Ubrał się i zszedł na dół, przygotować dziecku i sobie coś do zjedzenia. Jego żona
musiała wyjść wcześniej do pracy, ale widocznie zdążyła jeszcze zrobić poranne zakupy,
bo na stole leżała nierozpakowana torba, z której wypadły bułki i gazeta.
*
Właśnie kończył popijać kawę. Monisia poszła myć zęby po śniadaniu, a on od niechcenia wziął do ręki gazetę i zaczął ją przeglądać. Wielki, wytłuszczony nagłówek na pierwszej stronie głosił powrót seryjnego mordercy, który jakiś czas temu uciekł policji,
a teraz ponownie dał o sobie znać. Musiał przekartkować parę stron, opisujących wynik
ostatnich wyborów samorządowych, temat wycinki lasów i parę innych informacji, które tak naprawdę nikogo nie ciekawiły, by dotrzeć do głównego reportażu. Nieujęty jeszcze do tej pory sprawca, zamordował w parku trzy kolejne ofiary. Łączny wynik znajdujący się na jego koncie to już siedem osób. Opinia publiczna nieprzychylnie wyrażała się
o nieudolności organów ścigania, które nie potrafiły unieszkodliwić szaleńca. Wszyscy
się bali, a on spokojnie podrzynał gardła kolejnym osobom – mężczyznom, kobietom,
czy dzieciom – nieważne. Każdy, kto stanął na jego drodze mógł żegnać się z życiem.
— Tato…? – nieśmiałe zawołanie dotarło do uszu Nowickiego, przerywając mu lekturę.
Odłożył gazetę i odwrócił się.
Zamurowało go. Nie wierzył własnym oczom i nie potrafił wydobyć z siebie ani słowa.
Oto przed nim stała jego córka. Buzię miała jeszcze ubrudzoną w paście do zębów,
a w malutkich, trzęsących się dłoniach trzymała zakrwawiony nóż.
— Tato?... – zaczęła prawie, że płaczliwym tonem.
— Znalazłam w łazience…
Nieszczęsnemu ojcu aż zakręciło się w głowie.
— O co tutaj chodzi… - wydusił z siebie szeptem, patrząc i jednocześnie nie widząc niczego. O co tutaj chodzi… Czy to był tylko sen?...